Selfcare na Dzień Kobiet

Autor: Maria Sarah Kowalczyk @nostressbeauty - autorka urodowego bloga i wieloletnia dziennikarka działu beauty magazynów Elle, Glamour, Twój Styl i vogue.pl.

Najlepszy pomysł z okazji międzynarodowego Dnia Kobiet? Osiędbanie, zwane #selfcare. W dużym skrócie: dać sobie luz w temacie ciągłej gonitwy za pięknem. 8 marca to idealny moment, żeby poczuć sie komfortowo we własnej skórze, niezależnie od tego, jakiego jest rodzaju i ile lat wskazuje metryka. Proste? Znacznie trudniejsze niż się wydaje, ale jednak możliwe.

Osiędbanie, jest z nami związane od tysięcy lat. Kleopatra kąpała się w oślim (lub kozim - zdania są podzielone) mleku. Wszystkie starożytne Egipcjanki malowały oczy kholem, który wykazywał przy okazji działanie przeciwzapalne i chronił przed dostawaniem się piasku do spojówek. A także depilowały ciała pastą cukrową – owłosione ciało było już kilka tysięcy lat przed naszą erą, uznawane za nieatrakcyjne. Antyczne Greczynki rozjaśniały włosy w miedzianych kadziach ze słoną wodą na nasłonecznionych plażach, dążac do blondu całe wieki przed Marilyn Monroe. Rzymianki dbały o siebie oczyszczając ciała i relaksując się w łaźniach i używały już pierwszej maskary (podpatrzonej u Egipcjanek mieszanki sadzy, oliwy i białka). W gotyku kobiety wyrywały włosy z linii czoła, żeby było wyższe, a rysy bardziej zbliżone do ówczesnego ideału. Były też makijaże i pielęgnacje ekstremalne. W czasach Marii Antoniny – podkład stanowiła biel ołowiana, która oprócz pokrywania skóry jasną jak śnieg powłoką, wywoływała również ołowicę, a nawet doprowadzała modne damy do grobu. Ale to, co w temacie pogoni za pięknem wydarzyło się przez ostatnie kilkadziesiąt lat (co m.in. opisuje w  „Obsesji piękna” Renee Engeln), trudno opisać jednym zdaniem. Wiele kobiet dążąc do osiągnięcia idealnej urody, zapomina, że radość życia wynika z nas samych. Możemy sobie wmawiać, że nas to nie dotyczy, ale dorastając w kulturze tzw. kanonów piękna, cały czas żyjemy pod presją. Czy da się to zmienić? Albo: od czego zacząć zmianę?

1. Filtruj filtry

Instagram, TikTok i inne media społecznościowe, są źródłem kompleksów. Pomimo powszechnego i dość modnego zapewniania przez twórców internetowych o samoakceptacji, generują kolejne kanony piękna, powielając podobny wizerunek. Dziś do tzw. ideału urody, należą bez wątpienia: duże usta, wydatne policzki, wąski nos, śniada skóra, długie rzęsy, gęste brwi, bujne włosy. Do tego „konieczne” są krągłości: pełne biusty i pośladki. Jeśli natura nie obdarzyła kogoś takim wachlarzem cech, możliwości jest co najmniej kilka. Po pierwsze: używanie specjalnych filtrów, które natychmiast zmieniają wizerunek osób na zdjęciach na ten bardziej zgodny z kanonem. Po drugie: poprawianie zdjęć w programach do obróbki, typu photoshop, po ich zrobieniu. A po trzecie: czasowa lub trwała zmiana wyglądu, czyli korzystanie z zabiegów medycyny estetycznej lub chirurgii plastycznej. Oczywiście wszystko jest dla ludzi. Zdarza się jednak, że gwiazdy mediów społecznościowych, z którymi się wiele osób identyfikuje i na których wzoruje, pomimo, że nad ich wizerunkiem pracuje gros osób (chirurdzy, lekarze medycyny estetycznej, makijażyści), dodatkowo korzystają z tzw. filtrów. W rzeczywistości ich wygląd jest niemożliwy do osiągnięcia. Co w tym złego? To pułapka dla głowy. Jeśli codziennie przegląda się wiele kont z takimi zdjęciami, własne odbicie w lustrze przestaje nas zadowalać. Zaczynamy porównywać się do „awatarów” – nie istniejących, idealnych kobiet (a coraz częściej temat dotyczy również mężczyzn). I popadamy w kompleksy. Gdzie leży granica robienia sobie dobrze poprawą wyglądu? Każdy ma prawo robić ze swoim ciałem, co mu się podoba, dopóki pogoń za perfekcyjnym wizerunkiem nie staje się obsesją. Jak temu zaradzić? Krok numer jeden: odfollowować osoby, które przesadnie eksperymentują z urodą, poprawiają zdjęcia i nie przypominają na nich prawdziwych siebie. Detoks od oglądania „idealnych” ciał i twarzy, daje oddech i skupienie na innych wartościach. A kanony przemijają. Za kilka lat pojawią się kolejne. Warto się na nie uodpornić. 

2. Wiek to tylko cyferki

Drugą, równoległą obsesją dotyczącą wyglądu, jest metryka. Porównujemy się z młodszymi o 10, 15 czy 20 lat dziewczynami. Obsesyjnie oceniamy u siebie wiotkość skóry, ilość zmarszczek, widoczne pory czy przebarwienia. Tak, jakby skóra miała przez całe życie być idealnie gładką taflą jak u androida. I jakby ta gładkość i jednolity jak na wyczyszczonych zdjęciach koloryt, miały bezpośrednie przełożenie na poziom szczęścia i satysfakcji z życia. Znów możemy winić media, popkulturę i social media: reżyserów wybierających same młode twarze do największych ról, marki promujące kremy mocno wyretuszowanymi zdjęciami. Co można z tym zrobić? Przestać promować hasła z cyklu: 40-tka nową 20-tką, czy 50-tka nową 30-tką. Wiek to tylko cyferki. Dziś kobiety zmieniają swoje życie prywatne lub zawodowe, odnoszą niesamowite sukcesy niezależnie od metryki. Zaczynają od nowa lub wywołują rewolucję, żeby dążyć do dobrostanu. Chcą czuć się dobrze i pięknie we własnej skórze niezależnie od wieku. Nie mniej warto, żeby odbywało się to na ich własnych warunkach. Nie trzeba w wieku 40 lat wyglądać na 20. Chyba, że się bardzo tego chce. Nie ma obowiązku, aby 55-latka przypominała siebie sprzed ćwierć wieku. Może, ale nie musi. Liczy się to, na ile się czujesz, jaki masz stan umysłu, nie ile wskazuje data urodzenia. Większe znaczenie ma sprawne ciało i codzienna aktywność. 

Say hi; weganska pielegnacja
3. Świadome wybory

Trzecią, ściągającą kobiety do dołu tematyką, jest semantyka. Kosmetyki i zabiegi są „anti-aging”, „przeciwzmarszczkowe”, służą „do walki” z przebarwieniami czy „niedoskonałościami”. Negatywne skojarzenia stawiają kobiety cały czas w roli osób walczących, w gotowości do stoczenia kolejnej bitwy. A kto stoi po drugiej stronie pola tej batalii? Najczęściej my same. Pielęgnacja, dbanie o siebie czy rytuał, nie muszą mieć znamion walki. Sięgając po krem rozświetlający, rozjaśniający przebarwienia Bright Vibes Say Hi, nie stajesz do bitwy z hiperpigmentacją. Używając lekkiego kremu nawilżajaco-wygładzającego Blue Balance Say Hi – nie usuwasz porów, ponieważ są naturalną częścią skóry. Możesz po prostu nałożyć krem na twarz i szyję, wykonać relaksujący masaż i poczuć komfort. Im mniej „walk” stoczysz z cerą, tym bardziej zaczniesz doceniać to, że jest częścią ciebie. Pielęgnacja może być codzienną przyjemnością. A nawet powinna. Powód? Im więcej lekkości wprowadzisz do codziennej rutyny, tym mniej będziesz w kontrze do samej siebie. W Say hi ważne jest well-aging a nie anti-aging. Dzień Kobiet to czas, kiedy zamiast sugerować się kolejną walką czy bitwą, którą powinnaś przeprowadzić z wyimaginowanym wrogiem, jest myśl, że warto być dla siebie dobrą. Kiedy znów staniesz przed lustrem i będziesz chciała skrytykować, jakie masz worki pod oczami, ile nowych zmarszczek, że skóra jest wiotka jak u staruszki, usta za wąskie, za to trzeci podbródek rośnie w siłę, podobnie jak rozszerzone pory – zastanów się czy byłabyś w stanie cokolwiek z tych rzeczy powiedzieć swojej przyjaciółce? Może warto siebie zacząć właśnie tak traktować, jak najlepszą przyjaciółkę i mówić więcej miłych rzeczy? To naprawdę pomaga i zmienia dużo w samoocenie.

Życzę nam wszystkim, żebyśmy były wobec siebie mniej surowe, zredukowały ilość porównań z innymi, krytyki dotyczącej wieku czy dalekiego od wyimaginowanego „ideału” wyglądu. Wtedy selfcare lub osiędbanie, nie będzie tylko pustym frazesem czy chwytliwym hasztagiem.

 

Maria Sarah Kowalczyk @nostressbeauty

Maria Sarah Kowalczyk; nostressbeauty

Jestem dziennikarką działu beauty z 20-letnim doświadczeniem pracy w branży. Można mnie było „przeczytać" w Glamour, Twoim Stylu, Elle, Wysokich Obcasach, naTemat.pl, wp.plonet.pl, Be Active, Party Medycyna Estetyczna. Od 7 lat prowadzę autorskiego bloga nostressbeauty.com, a od kilku współpracuję z różnymi magazynami internetowymi – najczęściej z vogue.pl. Moją pasją jest pielęgnacja skóry ze względu na odwieczne problemy skórne, z którymi się mierzę od dzieciństwa (m.in. AZS, alergie kontaktowe i trądzik pospolity). Kocham też perfumy i piękne zapachy. Mam dwoje dzieci: Biankę i Teodora, męża Michała i kota Taco.    

← Older Post Newer Post →



Leave a comment